kamera on-line

Homilie » Homilia ks. Waldemara Niemca - Święta Noc Modlitwy - 8.05.2013 r. g. 12.00

 


 Homilia ks. Waldemara Niemca Święta Noc Modlitwy - 8.05.2013 r. g. 12.00

                    Powszechnie – korzystając z różnorakich mediów – możemy o dzisiejszym dniu usłyszeć, że jest to święty dzień, Dzień Zwycięstwa. I rzeczywiście, nawet my zgromadzeni tutaj, możemy się zgodzić z tym, że jest to rzeczywiście zwycięski dzień. Jakkolwiek media, przekaz społeczny, zewnętrzny, będzie mówił o innym zwycięstwie, niż ten o którym my myślimy, bo powszechnie to dotyczyć będzie owego samego Aktu Kapitulacji, który nastąpił 68 lat temu, kiedy zbrodniczy system hitlerowski, faszystowski, został pokonany. I wydawało by się, że ta potężna hydra, że ta tyrania, tak okrutna, może nie dotknęła nas osobiście, choć może niekiedy dotknęła pośrednio: ich rodziny, rodziców, dziadków, sąsiadów, tych, którzy to wspominają, ale właśnie to zło, zostało pokonane.

Cieszymy się tym, że to zło przestało istnieć. Ale jakby na przekór temu, co świętujemy – przez długie lata czcząc w sposób uroczysty ten dzień – pokonania faszyzmu, okazuje się, że zostało to pokonane przez jeszcze większe zło. Tak jak niektórzy mówią: leczyć dżumę – cholerą. Przyszedł następny system, który oczywiście opiewał piękno demokracji, socjalizmu, równości. Ten system przez wielu doświadczony był jednak jako gorszy niż faszystowski, dbający o własną rodzinę, własną społeczność – niszcząc, mordował tysiące, miliony – innych – nie swoich. Zbrodniczy system, który nastąpił – socjalizm – system, który pokonał poprzednie zło, łamał dusze i serca człowieka. Mordował nie tyle tych zewnętrznych – obcych, ale najbliższych, żeby podporządkować, żeby zniszczyć własną osobowość – niezależność. Jakże boleśnie wielu ludzi to przeżywało, nawet ci, którzy byli w hitlerowskich obozach, później przeżyli sowieckie, a później i naśladowane przez nich nawet polskie kaźnie, mówili, że sposób postępowania ludzi tego systemu, był o wiele boleśniejszy, trudniejszy. Wielu ludzi możemy dzisiaj spotkać, którzy będą z radością wspominać, mówiąc „nie ma to jak za komuny”, a niektórzy może i z radością wspominając system faszystowski może nie tyle despotyzm, co porządek. Tyrani w Niemczech, którzy robili porządek czynili to według sobie właściwego szatańskiego klucza.

Można powiedzieć, że i ta druga hydra została pokonana. Ostatecznie został pokonany socjalizm, rzeczywiście wyzwoliliśmy się, kiedy weszliśmy do tego „raju” jaki sobie sami tworzymy, jakim jest owo porozumienie państw, narodów, ludzi, jakiś następny raj, następny komunizm, jakim jest Unia Europejska. Nie ma w tym „raju” granic, jest otwartość na każdego, każdy ma wolność, każdy ma swoje miejsce. I okazuje się jaki naprawdę jest to raj, w którym jest coraz więcej – przekonujemy się coraz częściej – praw, miejsca w życiu społecznym, dla zboczeńców, dziwaków, niż tysięcy ludzi wierzących, którzy, są gnębieni, prześladowani. Niszczy się rodziny, niszczy się jakiekolwiek tradycyjne ludzkie – historycznie wypracowane – wartości. I tylko czekać, aż i ten system upadnie – nie tyle jako porozumienie ludzi i narodów, ale jako zbrodnicze zło, które opanowało życie społeczne. Musimy przedstawiać swoje myślenie.

Jakże ciekawą rzeczą jest, że dzisiejszy dzień – jako Dzień Zwycięstwa – jest dniem, a zwłaszcza miesiącem, w którym dokonają się upadki tych zbrodniczych systemów. O ile system faszystowski upadł 8 maja, to system komunistyczny symbolicznie 1 maja – poprzez podpisanie akcesji wejścia do Unii Europejskiej, jako wyzwolenie się spod wpływów rosyjskich, radzieckich i wschodnich. Można jednak powiedzieć, że tych „okazji” wyzwolenia się, wyjścia ze zła, a związanych z miesiącem majem jest o wiele więcej. Bo właśnie i tu na Kaplicówce w maju był Ojciec święty, który tak często w tym miesiącu nawiedzał – wiele razy – nasz kraj. On właśnie przyczynił się do tego, że mogliśmy się wyzwolić z tego myślenia, marksistowsko – leninowskiego, przynajmniej w części – ci którzy zechcieli.

Trzeba być „Człowiekiem sumienia”. Tu mówił nam Jan Paweł II ku sprzeciwie ówczesnego premiera, i wielu ludzi. Co On nam będzie mówił i narzucał. Kimże On jest? Do dzisiaj z takimi opiniami i takim podejściem możemy się spotkać w odniesieniu czy to do obecnego papieża, czy jakiegokolwiek kapłana, który wzywa człowieka, aby stworzenie żyło wedle praw i zasad Stwórcy.

Właśnie i w maju jest ta kolejna data i ten dzień pokonania kolejnego systemu zła. Tak niedawno obchodziliśmy bardzo uroczyście 3 maja. Podczas gdy w mediach słyszeliśmy jedynie o konstytucji, to nie o konstytucje tutaj chodziło. Nie o ten jeden z wielu papierków, mniejsza o to czy pierwszy, drugi czy pięćdziesiąty na świecie, ale chodziło o to że tak skłóceni, tak poróżnieni Polacy, mogli „dopiąć” tej jedności. Wszyscy mogli się zjednoczyć i zobaczyć, że to dobro wspólne, jest czymś wielkim. Większym niż moje „osobiste ambicje”, (w cudzysłowiu) – w rzeczywistości własny egoizm, własne interesy, własne pokusy, które szatan podsyła. I bynajmniej nie była tutaj zasługa jedynie tych zgromadzonych wówczas poszczególnych osób, które nagle wpadły na taki pomysł, ale wielkiej wiary ich i wspólnoty do której należeli. Tej wiary, która w Polsce była tak mocno związana była z Maryją. Bo Jej właśnie powierzali się rycerze, którzy walczyli w obronie Boga, narodu, honoru i Ojczyzny. Z jej wezwaniem hymnu Bogurodzica ruszali do wyznaczonego dzieła. Z jej ryngrafem na piersi, na zbroi, na sercu – bronili wartości i tradycji. Bronili tego co jest dobre, co słuszne, co należy chronić. Nie ta metalowa zbroja, ale ryngraf z Jezusem w sercu jest ważny, aby bronić tego, co jest ważne. I mimo, że o tej konstytucji już nie pamiętamy i nie ma ona większego znaczenia wśród tak wielu złych przepisów współczesnego prawa – tak korupcjogennego, specjalnie tak obecnie uchwalanego, aby służyła jednej grupie interesu – tych „swoich”. Świętujemy jednak ten dzień 3 maja – jako Królowej Polski, bo Ona sprawiła, że możliwa jest jedność, że możliwe jest stanięcie ponad doczesnością, ponad jakimi by nie było własnościami, majątkami – i dostrzeżenie tego co jest większym dobrem. Świętujemy tą Uroczystość Królowej Polski, z którą wałczyły systemy totalitarne czy to hitleryzmu czy komunizmu. Walczyły, bo te wartości im przeszkadzały. Wojny, które przechodziły, armie jakiejkolwiek tyranii niszczyły przede wszystkim wiarę ludzi i święta narodowe, powiązane właśnie z Bogiem z religią, bo nie można wykorzystać człowieka jako „ciało,” jako „pocisk armatni,” jako robotnika – a nie jako osobowość.

Dzisiejszy dzień który jest Dniem Zwycięstwa, jest Uroczystością Świętego Stanisława biskupa i męczennika – głównego patrona Polski. To on nam pokazał to zwycięstwo. Właśnie on zamordowany, zabity, wydawałoby się pokonany, poniósł klęskę, jak owi twórcy pierwszej konstytucji, którzy chlubili się tą osiągniętą jednością – świętowali a w tym samym czasie sprzedawczyki dobijali targu ostatecznego podziału naszej ojczyzny na długie lata. Kiedy świętując i chlubiąc się zwycięstwem nad faszyzmem wpadliśmy w następne sidła kolejnego totalitaryzmu, kiedy wyzwoleni spod socjalizmu, wpadliśmy w kolejną machinę bezdusznej biurokracji europejskiej, możemy patrzeć na to jako kolejny system klęsk. Ale św. Stanisław, który został pokonany i zamordowany – on zwyciężył. On zwyciężył. Bo zależy jakimi kryteriami czy wartościami będziemy oceniać te porażki czy zwycięstwa. Z perspektywy wieków nie widzimy zwycięskiego, śmiałego króla, który podniósł rękę zabijając biskupa, ale przegranego władcę, którego królestwo się rozpadło w zetknięciu z wiarą i prawdą, oraz wartościami głoszonymi przez zamordowanego świętego.

W dzisiejszym drugim czytaniu słyszymy św. Pawła, który umacnia braci w wierze mówiąc: „jeśli Bóg z nami, któż przeciwko nam”? Właśnie On jest Panem życia, któż nas może odłączyć od miłości chrystusowej? Jaki totalitaryzm, jaki faszyzm, jaki komunizm, jakie instytucje europejskie, jakie zło? Nic nas nie może odłączyć, jeśli trwamy w zjednoczeniu z Chrystusem.

Patrząc na nas – wydawać nam się może, że jesteśmy przegranymi. Cóż nas jest tutaj za garstka wobec tych tysięcy ludzi, którzy – mówiąc brzydko współczesnym językiem – nas „olewali”, wyśmiewali nas w codziennym życiu. My którzy trwamy tu całą noc – doznajemy wycieńczenia – widać te niektóre bardzo zmęczone twarze. Możemy współczuć; – a może zazdrościć tym, którzy tą noc spędzili na imprezie, bawili przy pięknej muzyce, w dobrym towarzystwie, może wlali w siebie większą ilość alkoholu, popełniali grzech cudzołóstwa. Większość jednak zwyczajnie tę noc przespała, bo po co się będą trudzić, nabawiać odcisków kolana, zmęczenia swojego ciała, skoro mogą wygodnie się wyspać.

A jednak ta świadoma „klęska” naszego ciała, jest naszym zwycięstwem. Jest tym Dniem Zwycięstwa naszego ducha, w którym „któż nas może odłączyć od miłości Chrystusa, która jest w nas”. Te piękne świadectwa ludzi, które słyszeliśmy dzisiaj, zwycięstwa, które się dokonują przez naszą modlitwę, naszą wspólną – nas tu obecnych – i tych, którzy indywidualnie w tym czy innym miejscu trwają i jednoczą się na modlitwie w uciemiężeniu i prześladowaniu. I tych Chrześcijan którzy za to, że wierzą w Chrystusa, są mordowani, w większości współcześnie przez muzułmanów, przez ateistów. Tak często prześladowani w tych krajach w których chlubimy się cywilizacją, demokracją, które systemowo narzucają zbrodnicze prawo, które karze, prześladować, skazywać na śmierć, mordować, niszczyć, które zabraniają bronić się, mieć swoje zdanie, głosić mimo większości, bo tylko „zboczona” mniejszość może mieć swoje zdanie i prawo. Mimo to jest to zwycięstwo naszego ducha, którego ani zaborcy, ani własne egoizmy, ani systemy totalitarne, nie zdołały pokonać.

Ona, Maryja była z nami, Ją nazwaliśmy Królową Polski. Ona, która w Polsce i na Jasnej Górze i w Kalwarii Zebrzydowskiej i Skoczowie na Kaplicówce i w Pompejach i gdziekolwiek w innym miejscu, jest matką każdego z nas. Ona cicha – stojąca pod krzyżem, wydawało by się po ludzku – przegrana. Od początku, małżeństwo, które chciała zawrzeć było jakieś inne. Nie miała prywatnego własnego życia, jak każdy z ówczesnych jej rówieśników. Poświęciła swe życie dla Boga. Później, kiedy umarł jej mąż, kiedy odszedł Jezus, była jedynie tą z tyłu. Kiedy zbliżała się do Jezusa, słyszała: „Kto jest moją matką i którzy są moimi braćmi”. I kimże Maryja jest. Właściwie nikim więcej, niż każdy, który słucha Słowa Bożego i wypełnia Je. A jednak jest kimś więcej, ponieważ w tym pokornym słuchaniu Słowa Bożego zawsze trwała. Nigdy nie miała wątpliwości. Przynajmniej nic nie wspominają o tym ewangelie. Ale wiadomo, że nigdy nie zwątpiła, nigdy nie odeszła. Stała niby przegrana pod krzyżem. A jednak króluje. A jednak zwyciężyła.

I my tutaj przemęczeni czuwaniem i modlitwą przez całą noc, którzy trwali i ci , którzy może poszli się na chwilę zdrzemnąć, ale jesteśmy tymi, którzy możemy się chlubić, że jesteśmy tą lepszą cząstką, – nie żebyśmy mieli kimś pogardzać, – ale właśnie tymi, którzy możemy zanieść – jak pokorna Służebnica Pańska – my możemy im zanieść najcenniejszy dar – sens ich życia – sens – który można odnaleźć tylko w Bogu. Możemy chlubić się, że ten dzień jest dniem zwycięstwa ducha i wiary, nad doczesnością nad totalitaryzmami nad egoizmami, nad pokusami, nad materialną zazdrością, nad zawiścią. Możemy chlubić się – patrząc się i na świętego Stanisława, który jest tym znakiem zwycięstwa. Dlatego przez tyle lat komuniści walczyli z jego kultem, zabraniali procesji, którzy prowadziła z Wawelu na Skałkę. Nawet samemu Ojcu świętemu uniemożliwili uczestnictwo w jubileuszowych obchodach, żeby tak czasem, ta modlitwa nie obróciła się przeciwko nim. Ta procesja zwycięstwa – zwycięstwa ducha.

Dlatego tak bardzo chciejmy pamiętać – opierać się, na tym zaufaniu Maryi. Od niej uczyć się jak. Jak nie zważać na to co prowadzi do uszczuplenia naszego „Ja”, naszego „dziś”, po to abyśmy patrzyli w przyszłość. „Ja jestem dobrym pasterzem” – mówi Chrystus. Wiele jest pokus we współczesnym świecie. Wielu będzie takich, którzy będą nas łudzić, naszą niezależnością, naszą indywidualnością. Mówią krótko: odejdź od stada jakim jest Kościół. Nie bądź w tym stadzie, nie bądź w tym stadzie z Panem Jezusem nie pchaj się jak bydło z innymi bądź tą wypachnioną owieczką, która sobie pójdzie w dowolną stronę. Masz swój rozum. Możesz odejść. To jest pokusa wilka, na którą bardzo trzeba uważać.

Niedawno spotkałem się z określeniem młodego człowieka, może dwudziestoparoletniego, który ze mną rozmawiając i krytycznie wyrażając się na temat Kościoła oraz uczestnictwa w nim ludzi wyraził się określając ich mówiąc, że są „jak bydło”. Wówczas sobie pomyślałem: „TAK”. Ja nim jestem. Bo Pan Jezus nas określił jako stado owiec. I możemy rzeczywiście patrzeć na to jako miłą owieczkę, możemy patrzeć ja to jako na stado głupich owiec czy śmierdzących, ale właśnie tych, które trwają przy Chrystusie i właśnie przez to, przez trwanie przy Dobrym Pasterzu, możemy dostępować łask od Tego, który prowadzi je na „zielone pastwiska”, który chroni je z tak wielką pieczołowitością, że gotów jest zostawić 99 w zagrodzie po to aby szukać tej jednej zagubionej.

Wilki chętnie zaproponują każdej owcy pójście w inną stronę, aby do zagrody już nigdy nie trafiły. Nie dajmy się nabierać wilkom, ale chciejmy trwać przy Chrystusie. Ona – Maryja – najlepiej nam pokaże, jak to robić.

Amen.