kamera on-line

Świadectwa » Rok 2010 » Dar od Pana Boga - świadectwo Joli

 

Dar od Pana Boga

Bóg udzielił mnie i mężowi szczególnej łaski. Chcę niniejszym o tym zaświadczyć, byście i wy Jemu zaufali i oddali Mu wszystkie swe zmartwienia, cierpienia, problemy. On naprawdę wysłuchuje naszych modlitw i  hojnie odpowiada na nasze prośby.
 
Nasze pragnienia
Nazywam się Jola, mam 29 lat. Od 1 września 2001 r. jestem żoną Krzysztofa. Kolejne lata naszego małżeństwa sprawiały, że z roku na rok coraz bardziej pragnęliśmy dziecka. Początkowo spokojnie do tego podchodziliśmy bowiem ja jeszcze kończyłam studia, jednak po obronie pracy magisterskiej, zaniepokojona niemożliwością zajścia w ciążę skierowałam się do ginekologa.. Zaczęły się żmudne badania, różne domysły lekarzy, kilka diagnostycznych pobytów w szpitalu. To wszystko z jednej strony dawało nadzieję, z drugiej budziło niepokój. Lekarze coraz częściej mówili, że nie wiedzą co jest przyczyną naszej niepłodności. Wyniki badań były w normie. Nasze życie skupiało się na fazach mojego cyklu, miłość małżeńska zaczynała być obowiązkiem, smutnym, gdyż w głowach istniał już strach przed kolejnym niepowodzeniem i świadomość rozpaczy, rozgoryczenia, jakie to niepowodzenie przynosiło.
Rodzina zaczynała dopytywać o to, kiedy pojawi się w naszym domu dziecko. Nie byliśmy jeszcze gotowi na to, aby wprost powiedzieć, że mamy problem z płodnością. Dlatego zaczęliśmy unikać zjazdów rodzinnych, szczególnie tych, w których brały udział dzieci naszych krewnych. Niestety w pewnym momencie stało się już to niemożliwe, gdyż wszyscy mieli już potomstwo. Bardzo ciężko nam było, nie rozumieliśmy dlaczego tak się dzieje. Najgorzej czułam się gdy w telewizji słyszałam wiadomości o pobitym noworodku albo wyrzuconym do śmieci.
Mijały lata, skończyłam kolejne studia. Angażowałam się w pracę. Chciałam zapomnieć o moim bólu. Zaprzestaliśmy odwiedzać różnych specjalistów ginekologów. Nie mieliśmy już sił na życie fazami cyklu. Próbowaliśmy z mężem wartościować, to co mamy dzięki bezdzietności. Czas tylko dla siebie, brak obowiązków, zmartwień związanych z dzieckiem, brak wydatków na dziecko... Było to coraz to głośniejsze zagłuszanie pragnienia jakie w nas rosło. Czasami pozwalaliśmy sobie na marzenia o tym jak wspaniale byłoby gdyby w naszym domu był mały człowieczek, na podłodze rozrzucone klocki lub autka, na sznurach małe ubranka, w dłoni delikatna ciepła rączka, w domu śmiech, gaworzenie lub nawet płacz dziecka. Wspaniałe to były marzenia. 
 
Ratunek w adopcji
W połowie 2006 roku zaczęliśmy interesować się adopcją. Sprawdziliśmy, wszystkie wymagania spełnialiśmy. Kolejne miesiące mijały, czasami pojawiały się rozmowy na ten temat, teraz wiem, że był to czas naszego dojrzewania do adopcji.
W 2008 roku postanowiliśmy odwiedzić Ośrodek Adopcyjno-Opiekuńczy. Po rozmowie z dyrektorem w ciągu tygodnia zgromadziliśmy wymagane dokumenty i złożyliśmy je. W tym czasie także postanowiliśmy, że po raz ostatni pójdziemy na konsultacje do lekarzy. Nic nowego nie usłyszeliśmy poza tym, że nasz przypadek to niepłodność idiopatyczna, to jest o nie znanym, prawdopodobnie psychicznym podłożu. Lekarze wymawiali te słowa z radością, mówiąc, że jest na to sposób, akurat dla nas - na początek inseminacja, docelowo procedura in vitro.
Powoli rodzinie przedstawialiśmy naszą sytuację, z drżącym głosem przyznawaliśmy się do niepłodności i do planów adopcji. Reakcje były zazwyczaj takie same - "adopcja to ostateczność, próbujcie tego co mówi lekarz". Ja nie chciałam ze względu na wiarę, mąż mój ze względu na niskie prawdopodobieństwo sukcesu i jednocześnie wysokie koszty procedury. Oboje wiedzieliśmy, że jesteśmy gotowi pokochać dziecko adoptowane.
 
Dziecko jako dar Pana Boga
Zaczęłam myśleć o dziecku jako darze Pana Boga. Zdałam sobie sprawę z tego, że dotychczas działałam sama, nie prosiłam Boga o dziecko. Przypomniałam sobie jak św. Elżbieta długo czekała na dziecko, jak prosiła Pana Boga i Jej modlitwa została wysłuchana. Przypomniałam sobie, że wcześniej analogiczna sytuacja spotkała Abrahama. Z radością uświadomiłam sobie mój błąd - i zaczęłam gorąco prosić Boga o potomstwo. Czas ciągnął się w oczekiwaniu na zaproszenie na kurs adopcyjny. Co miesiąc dzwoniłam do OAO i słyszałam smutną wiadomość, że w 2009 roku nie będą organizowane kursy dla rodziców adopcyjnych lecz wyłącznie dla rodzin zastępczych, bo więcej jest dzieci z nieuregulowaną sytuacją prawną.
 
Pomogły modlitwy
Pod koniec lutego 2009 zdesperowana postanowiłam napisać e-maila do sióstr zakonnych z różnych zakonów. Prosiłam o modlitwę w tej sprawie - żebyśmy mogli wziąć udział w szkoleniu lub... byśmy zaakceptowali bezdzietność, jeżeli taka jest wola Boga. Nie trzeba było długo czekać, po siedmiu dniach zadzwonił telefon i zaproszono nas na kurs. Nasza radość była ogromna. Wiedziałam, że to nie przypadek, wiedziałam, że to jest odpowiedź Pana Boga na moją i sióstr zakonnych modlitwę. Na kursie faktycznie byliśmy jedyną parą kandydującą na adopcję. 
Elektroniczny list zaadresowany do sióstr zakonnych zaowocował też bliższą znajomością z s. M. Bernadetą ze Zgrom. Sióstr Służebniczek. Siostra Bernadeta z ogromną subtelnością, delikatnością przedstawiała mi bł. Edmunda Bojanowskiego, założyciela Zgromadzenia. Zaznajomiła mnie też z Nowenną Pompejańską. Czytając w internecie świadectwa otrzymanych łask za pomocą tej modlitwy z ogromną wiarą i niemal pewnością, że i moja prośba zostanie wysłuchana - postanowiłam odmówić tę modlitwę. W tym czasie siostra przysłała mi Biuletyn Rodziny i broszurę "Pomógł błogosławiony Edmund Bojanowski". Przeczytałam jednym tchem z ogromnym zdumieniem. Jeszcze w czasie czytania zapragnęłam mieć obrazek bł. Edmunda z modlitwą na drugiej stronie.
W tym samym dniu odmówiłam tę modlitwę, dużo myślałam o bł. Edmundzie, modliłam się własnymi słowami. Poprosiłam s. Bernadetę o to, żeby przysłała mi taki obrazek z modlitwą na drugiej stronie, wiedziałam, że człowiek, który bardzo kochał dzieci i swoje życie poświęcił by pomóc dzieciom, wstawi się również za mną a Pan Bóg, jeżeli będzie taka Jego wola spełni moją prośbę. Od tamtych dni broszury przeczytałam kilkukrotnie, wiele myślałam o bł. Edmundzie, modliłam się modlitwą z obrazka i z książeczki "Nowenny do bł. Edmunda Bojanowskiego" - którą również otrzymałam od s. Bernadety. W tym czasie odmawiałam również Nowennę Pompejańską. 
W miesiąc po zakończeniu odprawiania Nowenny Pompejańskiej zadzwonił telefon z informacją o tym, że w szpitalu jest noworodek, który potrzebuje rodziców. Nie zastanawialiśmy się, już wiedziałam, czułam, że to nie przypadek, że jest to dar Pana Boga. Kilka dni później odebraliśmy Dzieciątko ze szpitala. Pawełka odebraliśmy ze szpitala w czasie trwania Nowenny przed rocznicą śmierci bł. Edmunda.
 
Prosiłam Maryję i bł. Edmunda o zdrowe dziecko. Marzyłam o noworodku, ale nie przypuszczałam, że moje marzenie zostanie tak dokładnie spełnione. Na niemowlę rodzice adopcyjni czekają zwykle 3-4 lata, a nawet dłużej. A Pan Bóg ułożył tak życie, że w 3 miesiące po otrzymaniu kwalifikacji mamy Dzieciątko w domu. Cała rodzina oszalała z miłości do Pawełka. Wszystkim dokładnie opowiadam z pełnym przekonaniem, że Pawełek jest darem Boga.
To Matka Boża Różańcowa i bł. Edmund  prosili o tę łaskę dla mnie. Na razie mamy tzw. pieczę nad dzieckiem - to jest taki okres preadopcji, który będzie trwał w naszym przypadku do 1 września. W tym dniu Mama Biologiczna dziecka ma w sądzie potwierdzić zrzeknięcie się praw do dziecka (wg prawa każda kobieta ma 6 tygodni na zastanowienie się nad tym, czy pragnie wychować dziecko czy oddać do adopcji). Jestem wdzięczna tej kobiecie za dar życia, za to, że dbała o siebie w ciąży, chodziła do lekarza, przyjmowała odpowiednie witaminy, robiła badania. Dzięki temu Pawełek urodził się zdrowy. Siostra Bernadeta słusznie zauważyła, że Pawełek to owoc adopcji duchowej.
 
Oczywiście w nasze dni wpisany jest niepokój, znalazłam jednak sposób na to uczucie... modlitwa. Oddaję lęk Panu Bogu, jednocześnie prosząc Go o to, aby Pawełek został z nami na zawsze. Nadal modlę się do Matki Bożej i bł. Edmunda. Wcześniej prosząc Boga o dziecko zapewniałam Go, że pragniemy wychować je w wierze, szacunku, na cześć i chwałę Pana Boga. Teraz to potwierdzam, pragniemy tak zrobić. Pawełek nad łóżeczkiem ma obrazek  Matki Bożej i bł. Edmunda, jest też Anioł Stróż. Byliśmy już  w kościele, zaprzyjaźniony ksiądz pobłogosławił dziecko.
Wierzymy, i cała nasza rodzina wierzy, że dziecko jest wymodlone, jest najwspanialszym prezentem od Pana Boga, wierzymy również w to, że Pan Bóg pozwoli Pawełkowi zostać z nami przez całe życie. 
A ja... postanowiłam opowiadać swojemu dziecku o Panu Bogu, Matce Najświętszej i dokładniej poznać życie bł. Edmunda żebym mogła opowiadać również  dziecku o Nim. Nadal proszę siostry zakonne, znajomych, rodzinę o modlitwę w naszej sprawie - żeby dziecko zostało z nami. Wszystko jest w rękach Boga. Do końca życia będziemy wdzięczni za ten najwspanialszy dar.
 
Jola